BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS »

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Psychodelik, psychodeliczny styl... on zaczyna być mną, ja zaczynam być nim.


Dziś RoseSoleil postanawia pisać jako domorosły psycholog, który sam powinien udać się do zakładu psychiatrycznego i być pod stałą opieką lekarską.

Są rzeczy, których niektórzy ludzie nigdy nie będą w stanie zrozumieć.
' Rzeczy '... cóż, wszystko należy nazywać po imieniu.
Emocje.
Jak bardzo chciałabym ich nie mieć.
I, jak to mawiała M. Pawlikowska:
' na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści. '

Boże, jak bardzo nie wiem co napisać. Zastanawiam się jak głęboka może być otchłań mojej niewiedzy. Mam strasznie, przeraźliwie i okrutnie nieuczesane myśli.
Przydałby mi się taki grzebień. Grzebień nie do włosów, tylko do własnego umysłu.
Chociaż teraz tak myślę, że z moim rozumowaniem nawet grabie nie dałyby rady.

Czuję się zdepersonalizowana. Jakbym już zupełnie nie była sobą. Więc może i powinnam zacząć pisać w trzeciej osobie...?
Bo czasem lepiej odejść od zmysłów, by nie zwariować.

Tylko jak tu mówić w trzeciej osobie...
' tu wątroba RoseSoleil. ' ?

Ona mogłaby przejmować się wszystkim trochę mniej. Cały czas czuje, że wszystko wali jej się na grzbiet, a ludzie wkoło tylko zacierają ręce patrząc kiedy wreszcie trafi ją szlag. W końcu zaczyna robić głupie rzeczy, wpadać w psychozy, stany lękowe i przejściowe depresje. I jeszcze to autodestrukcyjne myślenie. Chciałaby się zabić i obudzić się w przyszłym życiu myśląc, że najgorsze ma już za sobą. Powstrzymuje ją to, że może stracić tyle samo, co zyskać.
Zawsze czyta ulotki od leków. W sumie to interesują ją tylko przeciwwskazania do stosowania, ewentualne skutki uboczne i oczywiście przedawkowanie.
Cały czas ma dziwną chęć, aby stracić kontrolę. Tak, jakby marzyła o tym, aby na szpilkach, po pijanemu zatańczyć na cieniutkiej linie oddzielającej ruchliwą autostradę od zacisznej łąki. Mogę Was zapewnić, że byłoby jej dokładnie wszystko jedno, na którą stronę by spadła. O ile w ogóle by spadła.
Ma też dziwny pociąg do ostrych narzędzi, które kiedyś ją przerażały. Jej lewy nadgarstek, zakryty własnoręcznie robionymi bransoletkami z muliny, tonie w bliznach. Powiedzmy, że ' kot ją podrapał. '
Boi się i wszystkiego i niczego za razem.
Dostaje istnej kurwicy na samą myśl o leżeniu w łóżku, obijaniu się i nie robieniu absolutnie niczego poza przewracaniem się od czasu do czasu na drugi bok.
Z drugiej strony, jest zbyt leniwa, aby myśleć o tym jak wspaniały, pełen aktywności fizycznej dzień ją czeka. W sumie to nie jest z nią aż tak źle w tej kwestii. Biega, chodzi na basen, rysuje, czyta, tańczy, rozciąga się, ćwiczy. Ale to wszystko tylko siłą rozpędu.
Często myśli o przyszłości. Wie, że stać ją na bardzo dużo. Jest cholernie ambitna, ma dużo możliwości. Nie ma żadnych, ale to żadnych kompleksów. Brnie prosto do celu, nie ogląda się za innymi, wie co ma robić.
Jedyne, co jest w stanie ją powstrzymać to emocje.
Paraliżujący strach, uczucie braku zrozumienia i to, że nie potrafi pomóc. Ona tylko niszczy, psuje, dołuje. I nie potrafi mówić w taki sposób, aby inni poczuli, to co ona czuje.
Emocje.
Pieprzone emocje.

Mam całe niebo na myśli.
Ale na ziemi mocno stoję.