BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS »

wtorek, 28 października 2008

Witamy w Królestwie Batoników na Przeczyszczenie.


...w ogóle... jest coś takiego jak batoniki na przeczyszczenie? I gdzie te cuda można dostać?

Tak, tak. RoseSoleil, dziecko offtop'ów. Znów piszę nie o tym, o czym miałam napisać.

Więc... na przeczyszczenie świetnie działa zielona herbata. I nie, wcale nie smakuje jak parzone szmaty. Tzn. smakuje, ale można się przyzwyczaić.
Tylko po co komu się przeczyszczać? Można przecież zjeść przeterminowaną zupkę w proszku (idąc za przykładem Jusi), a efekt jeszcze lepszy.

W sumie to nie wiem o czym to ja miałam napisać. No tak, mam mnóstwo nauki, latam z zajęcia na zajęcia (co prawda dziś jogę sobie odpuściłam), a mimo to mam czas, żeby pisać notkę na blogu. I to jeszcze nie wiadomo o czym.

Zastanawiam się czasem czy na świecie są ludzie równie porąbani jak ja, czyli tacy, którzy robią listy typu: '10 powodów, żeby cieszyć ryj'. Z tych 10 powodów, zazwyczaj dochodzę do 3 i dalej nie wiem co napisać. A mimo to cieszę ryj. I to bez powodu.

W sumie to mam mnóstwo rzeczy do napisania, ale z każdej z tych rzeczy zebrałaby się osobna notka, więc póki co, postanawiam zakończyć przynudzanie i wstawić na bloga kilka linków do piosenek... Bo cisza wazy jeden gram, a muzyka... trochę więcej.

REM - Hollow Man
Garbage - Why do you love me?
Coldplay - The Scientist
Vavamuffin - Bless
Solange Knowles - I Decided
Dubska - Avocado

I to byłoby na tyle.
A! I jak ktoś znajdzie coś o batonikach na przeczyszczenie, to proszę o kontakt. Bo niesamowicie mnie zaintrygowały. xD

sobota, 25 października 2008

Opowiadanie o smaku chleba razowego z pastą avocado oraz nie jedzcie argentyńskich jabłek.

Trochę odbiegam od tematu, bo przecież dzisiejsza notka miała być o moim komunistycznym i faszystowskim zarazem obozie koncentracyjnym. Jednak piszę pod wpływem nagłego impulsu, który niczym jabol uderzył mi do czachy.

Ludzie na świecie mogą kłócić się o różne rzeczy. O władzę, o poglądy, o zabawki do piaskownicy. Jak widać, o jabłka też. Ale to nie byle jakie jabłka. O moje ulubione-rzecz jasna-Granny Smith. Te wściekle zielone bydlaki, które zdają się same za siebie mówić 'Jesteśmy modyfikowane genetycznie i pękamy w szwach od nawozów sztucznych'. Na zachętę, mogę dodać, że do tanich nie należą. W związku z tym, naciągnęłam moją mocno obrażoną już mamę, na jedynie trzy sztuki. Żeby nie było, że żałuje mi na jedzenie (nie zasilam szeregów niedożywionych dzieci, a szkoda-przydałoby się zrzucić kilka kilo.), muszę dodać, że była wściekła, że nie dość, że kupiła mi dziś sporo ciuchów, to jeszcze bezczelnie wybrałam żel do kąpieli o 2 złote droższy od przeciętnego, w dodatku o zapachu kokosowym, którego szczerze nie znosi.
Pakując zakupy do samochodu, sięgnęłam po jednego zielonego potwora, by skonsumować go w tempie natychmiastowym. Zaczęłam obracać jabłko w dłoniach, sprawdzając, czy aby na pewno jest tak twarde, że staruszka z protezą nie mogłaby go ugryźć. Kiedy już podnosiłam je w stronę ust, zostałam brutalnie uświadomiona przez mamę, że ów zakazany owoc jest pryskany i z pewnością zawiera mnóstwo konserwantów.
-Eee tam. Mamo, to taki gatunek. Pogódź się z tym, że nie wszystkie jabłka są takie brzydkie jak te, które jesz ty.
-Aga, one mają konserwanty.
-Trudno.
-Wiozą je z Argentyny. Mają konserwanty.
No i weź z takim człowiekiem rozmawiaj. Nie myśląc wiele, wgryzłam się w jabłko i wsiadłam do samochodu. Ledwo powstrzymywałam się przed wygłoszeniem mowy: 'Zjem to jabłko, zarażę się jakim argentyńskim wirusem i już jedyną kasą jaką będziesz musiała na mnie wyłożyć, będzie kasa na mój nagrobek z wielkim napisem głoszącym: NIE JEDZCIE ARGENTYŃSKICH JABŁEK. No, chyba, że wyrzucisz moje ciało do rzeki lub do basenu (ale raczej do basenu, bo do basenu mamy bliżej niż do jakiejkolwiek rzeki-wiecie, mniej wyda na benzynę.)'. Mimo wszystko, wolałam ugryźć się w język. Albo raczej dalej z lubością wgryzać się w jabucho.
Obrażeni ludzie zazwyczaj się do siebie nie odzywają, a w końcu wcześniej padały kwestie typu 'to już nasze ostatnie wspólne zakupy' (brzmi jak pożegnanie, prawda?) lub 'weźcie mnie od tej kobiety!'. Jednak ja nie mogłam powstrzymać się, przed pokazaniem mamie samochodu z wielką naklejką Depeche Mode na tylnej szybie. Po prostu obie za bardzo lubimy ten zespół, aby przegapić takie zjawisko.
Będąc w połowie jabłka nie czułam żadnych dolegliwości typu nagły wzrost temperatury, mdłości, bóle brzucha, nagły pociąg do Brada Pitta... za to zaczęłam się krztusić. Po 3 minutach dość głośnego kasłania, moja mama przestała flugać na innych użytkowników ulicy Rokicińskiej (że jeżdżą jak pierdoły, dupki!) i odezwała się do mnie słowami:
-Boisz się posikać?
W takim właśnie momencie, przestaję kasłać i zaczynam zastanawiać się nad sensem życia. Tak absurdalne pytania dają bardzo dużo do myślenia.
Kiedy już przestałam dławić się jabłkiem, ogarnął mnie maniakalny, wręcz obsesyjny śmiech, który jakby miał wyrazić to, że życie nie ma sensu, więc możemy je po prostu wyśmiać tudzież obsikać, o ile się nie boimy.
Sprawa z argentyńskimi jabłkami skończyła się rodzinnym oglądaniem 'Mam Talent'. Ale przysięgam, że nie obejrzę już nigdy więcej. Ten program zwyczajnie wzbudza we mnie zbyt dużo emocji. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, co czułam, kiedy Nasty Ladies nie przeszły do finału. Jestem strasznie sfrustrowana. Wszyscy ci ludzie byli tak niesamowicie zajebiści, że czułam, że zaraz się poryczę.

Aaa... No i chleb razowy z pastą avocado.

Nie gadaj mi o abonamencie za komórę
I o wysokich cenach
Nie gadaj mi o polityce i o tym
że wszystko się zmienia
I nie mów tylko o swojej pracy
i o tym ile zarabiasz
O tym kto gdzie Ci podpadał
o tym z kim nie rozmawiasz

Opowiedz mi o smaku chleba razowego
z pasta awokado
Albo nie mów nic...

Nie gadaj mi że piłeś w weekend
i że na mieście znów było jak zwykle
I nie mów, że masz tyle doświadczeń
i wiesz jakie życie jest przykre
I nic mnie nie obchodzi ile twoje auto
spala benzyny
I że jest promocja
bo supermarket ma urodziny

Opowiedz mi o smaku chleba razowego
z pasta awokado
Albo nie mów nic...



NIE JEDZCIE ARGENTYŃSKICH JABŁEK.

czwartek, 9 października 2008

We are all born to die.

Słyszałam już wiele prawd życiowych. I mam na ich temat bardzo wiele przemyśleń.
Pomijając wszystkie święte stwierdzenia z cyklu 'Tfojaaa Staaraaa' zdecydowanie najbardziej życiowym (a za razem popieprzonym) zdaniem, jakie kiedykolwiek przyszło mi usłyszeć było 'małżowiny uszne rosną przez całe życie.' Żeby było ciekawiej i mniej uniwersalnie możemy dodać '...twojej starej.'

Ostatnio ooostrrro również kontempluję nad tym, w jaki sposób mogłabym podzielić ludzi. Wiecie... taka... systematyka społeczna.
No i w sumie wyszło mi kilka podziałów...
Otóż wg. mojej systematyki ludzie dzielą się na:

Białych i Białych, którzy uważają się za czarnych.

Czarnych i Czarnych, którzy postanawiają się wybielić.

Wciągających koszulę w spodnie i Niewciągających koszuli w spodnie.

Zasranych Egoistów, którzy uważają się za ludzi świętych i Zasranych Egoistów, którzy otwarcie przyznają, że są Zasranymi Egoistami.

Pesymistów i ... i... ? i Pesymistów.

Szukających i Tych, którzy chcą znaleźć.

Samotne Chodzące nieszczęścia i Chodzące Nieszczęścia dobrane w pary.

Patrzących i Widzących.

Mających konto na Naszej-Klasie i... Mnie.

Ściągających nielegalnie muzykę z Internetu i Nieszczęśników, którzy nie mają komputerów.

I w końcu:
Tych, którym małżowiny uszne dorastają do samej ziemi i Tych, którzy przed tym zdarzeniem postanawiają odebrać sobie życie.


A już w następnym poście (o ile kiedykolwiek zbiorę się, aby go napisać) ' I'M THE ONE (on a milion) ... czyli żyję w typowej szkole. '. Zapraszam do lektury. Może następnym razem będzie mniej o małżowinach, a więcej o koszulkach z New Yorkera.